1.
Realistyczne
tendencje we współczesnej filozofii reaktywują problematykę, która w ciągu
ostatnich dwustu lat została zmarginalizowana w wyniku dominacji dyskursów
fenomenologicznych. Istotę tej problematyki oddaje maksyma Novalisa
twierdzącego, że „wszystko o czym można pomyśleć, samo też myśli”.
Dlaczego ta
kwestia powinna dzisiaj powrócić (opatrzona nie tyle kategorycznie brzmiącą
kropką, co znakiem ostrożnego zapytania)? Otóż dlatego, że późnonowoczesny
realizm — o ile chciałby radykalnie spenetrować zagadnienie rzeczy samej w
sobie — musi konsekwentnie pytać, czy materia ma swoją wolę, a jeśli tak, to
jaką.
2.
Czego pragnie materia? Takie pytanie postawiłem w jednym z ostatnich postów, przywołując
odpowiedzi proponowane przez Augustyna i Schopenhauera. Zdaniem pierwszego,
rzeczy, mimo że same poznawać nie mogą, dążą jednak ku poznaniu — w ten
mianowicie sposób, iż pragną być poznane. Według drugiego, przedmioty „martwe”
ożywia wola wyjścia ze świata „ślepych chęci” i wejścia w krąg świadomości, w świat
przedstawienia.
3.
W
perspektywie Krytyki Fantazmatycznej (KF) pojawia się także trzecia możliwość
(zapewne nie ostatnia). Krytykowana materia chce być nie tylko poznana, lecz
także uznana. Krytyk respektujący tę wolę, powinien uznać rzeczywistość
pragnień ożywiających obiekty pozornie nieożywione. Na czym polegałaby istota
uznania? Na przyznaniu pragnieniom Krytykowanego statusu równoprawności i
suwerenności w relacjach z pragnieniami Krytykującego.
4.
Wnikliwy opis
procesu tak pojętego uznawania KF znajduje w książkach Parnickiego. Rolę tekstu
modelowego — w którym relacja Krytykujący-Krytykowane znajduje swój odpowiednik
w relacji Autor-Protagoniści — odgrywa Tożsamość (1970) (pierwsza część
trylogii złożonej z dwóch jeszcze powieści: Przeobrażenie [1970] oraz Sekret
trzeciego Izajasza [1984]).
W przypadku Tożsamości
już sam tytuł okazuje się pojęciem znaczącym. Książka bowiem próbuje — za
sprawą rozbudowanych partii autotematycznych i metatekstowych — wniknąć w dialektyczną
tożsamość powieściotwórczego ducha. Ów duch określa swoje jestestwo przy pomocy
dwóch zespołów konstruktorskich. Zespół pierwszy składa się z figur
reprezentujących autora,
w zespole drugim działają protagoniści. (Istoty książki nie można oczywiście
zredukować wyłącznie do tej problematyki. Tożsamość, podobnie jak cała
trylogia, jest także wielowątkową powieścią epistemologiczną oraz
skomplikowanym traktatem teologicznym. Kwestie te przekraczają jednak zakres
niniejszego postu.)
5.
Jeden z bohaterów
to Jan Wang; znany także z innych książek Parnickiego: Innego życia
Kleopatry (1969), szóstego tomu Nowej Baśni [Palec zagrożenia]
(1970), oraz Ostatniej powieści (2003).
Warto zwrócić
uwagę na status strukturalny Wanga. Jest on wysoce wieloznaczny — przede
wszystkim z powodu oscylacji bohatera między sferami auktorialnymi i
protagonistycznymi. O ile Ostatnia powieść nadaje Wangowi rysy
samego pisarza, lokując go przez to w sferze bytów autorskich, uprzywilejowanych
pod względem epistemologicznym i performatywnym, o tyle w Tożsamości Wang
należy do klasy grupującej bardziej konwencjonalne figury protagonistyczne. Ale
nawet wtedy zajmuje niejednoznaczną pozycję w świecie przedstawionym — głównie za
sprawą wypowiedzi znamionujących auktorialną metaświadomość.
Krytyka
Fantazmatyczna (KF) postuluje skanowanie tej metaświadomości. Dlaczego?
Ponieważ stanowi ona archiwum wiedzy na temat ontologicznego statusu figur
tekstu. Wiedza ta daje pojęcie o fakcie fundamentalnym: oto niektóre postaci w Tożsamości
— mimo że mogą wyglądać, myśleć i mówić jak ludzie — wcale nie są ludźmi.
Kim lub czym
zatem bywają owe figury? Wyczerpującą odpowiedź proponuje sam Wang, komentując
swoje intertekstowe perypetie. Komentarz stanowi część obszernej kwestii
wypowiedzianej przez protagonistę podczas procesu sądowego przeciwko
feldfeblowi Parnitzkiemu; dziadkowi autora książki (proces jest konstrukcyjną ramą całej narracji). W
toku obrad nagle pojawia się pytanie o personalia byłych protokolantów.
Wyjaśnienie udzielone przez Wanga odsłania zaskakującą prawdę o tych postaciach:
są one figurami, które przeniknęły z tekstu Nowej baśni w strukturę Tożsamości:
„Protokolanci
tamci nie mają personaliów. Nie są ludźmi. Są rzeczami w procesie dopiero nie
tyle uczłowieczania się (tyle aż nigdy nie stałoby się im dostępne), co
upodabniania się do sytuacji (czy o ile wolałby pan hrabia inne wyrażenie: do
doli, a więc tym samym, rzecz jasna, i do niedoli, niestety, także)
człowieczej. Jeśliby więc chciał pan, byłby uprawniony do określania ich
mianem podludzi. Ale i mianem nadludzi również, panie doktorze! Gdyż rzeczami
będąc równocześnie są pojęciami w warunkach sprawdzania się w praktyce, albo i
inaczej jeszcze: abstrakcjami, w procesie konkretyzacji. Dlatego więc też nie
popełniłem krzywoprzysięstwa, mówiąc, że z nikim, kogo znałem (lub mogłem czy
powinienem był poznać) w tomie szóstym Nowej baśni, nie spotkałem się w Tożsamości.
Bo też się z nikim nie spotkałem. Tamci (a właściwie tamte) nie są «kimś»,
czyli inaczej jeszcze: nie mogą być nikim. Są «czymś». Choć, rzecz jasna, nie
jestem wcale pewien, czy istotnie należy się pochwała społecznościom ludzkim,
które czy to na sztabę srebra wskazując, czy o książce Salambo
dyskutując, równoznacznie i równoważnie zapytują: co to jest?!
Zespół to czworga. Mówię «czworga», a nie czterech,
gdyż w procesie powstawania tomu szóstego Nowej baśni dokonała się u
nich (może jako lekarz wolałby pan zwrot: w nich?) dyferencjacja płci. Są więc
to dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Mężczyźni zowią się Srebro, czyli
Powieściopisarstwo Historyczne, i Mosiądz, czyli Powieściopisarstwo
Autobiograficzne, kobiety natomiast: Rtęć, czyli Powieściopisarstwo Fantastyczne,
i Platyna, czyli Powieściopisarstwo Metafizyczne. Tom szósty Baśni nowej
już przy samym swym końcu dokonał separacji par... pan nie rozumie, doktorze?
oni byli małżeństwem czworga na krzyż. Żeby upodobnili się bardziej jeszcze do
ludzi, dostali rozkaz przekształcenia się w dwa małżeństwa tak zwane normalne.
Aby rozkaz skuteczny się okazał, jedną z par przydzielono jako asystę wnukowi
feldfebla Parnitzki na czas jego przebywania — a w charakterze czy to
zesłańca, czy wygnańca — na wyspie zawrotnie dalekiej, jeżeli i niecałkowicie
bezludnej («jeżeli» moje brzmi słabiutko;
osobiście wierzę w całkowitą wyspy bezludność). Między parami miał sam wyboru
dokonać, co i uczynił: za towarzyszy sobie przybrał Srebro i Rtęć. Ciekawa
rzecz jednak: Tożsamości nie dałoby się całkowicie wtłoczyć w granice
powieściopisarstwa historyczno-fantastycznego!” (T. Parnicki, Tożsamość,
Warszawa 1970, s. 195-197).
W powyższym
gąszczu kryje się interesujące nas sedno. Jest nim dialektyka stopniowej antropomorfizacji,
a następnie uznawania suwerenności obiektów z pozoru nieożywionych (swoją
drogą, warto by zbadać napięcie łączące tę dialektykę z dialektyką heglowską). Jak
się okazuje, ontologiczna pozycja „sztaby srebra” nie musi być wyłącznie
pozycją „czegoś”, ponieważ w toku ewolucji świata przedstawionego może zyskać
status „kogoś”. „Platyna” to nie tylko „coś”, tzn. znak reprezentujący taką
abstrakcję, jak „Powieściopisarstwo Metafizyczne” — to także „ktoś”, czyli
antropomorficzny konkret: „kobieta” przechodząca z „podludzkich” na
„nadludzkie” pozycje ontologiczne w relacjach z bytami ludzkimi występującymi w
Nowej Baśni lub Tożsamości. (W tym kontekście przypomina się Dialektyka
negatywna. „Nawet jako idei
nie możemy wyobrazić sobie podmiotu, który nie byłby przedmiotem” — mówi Adorno.
Nieprawda! — mógłby skontrować Parnicki — Musimy wyobrażać sobie przedmioty pragnące
być podmiotami, i stające się nimi.)
Przejście przedmiotu-podmiotu
z pozycji „podludzkiej” na „nadludzką” dokonuje się za pośrednictwem uznania. Jeżeli
bowiem uczłowieczenie nie może być dane „protokolantom” (jak twierdzi z
początku Wang/Parnicki), to nie z powodu jakiejś nieprzekraczalnej bariery
ontologicznej (w świecie przedstawionym taka bariera nie istnieje). Prawdziwą
przeszkodą wydaje się natomiast wola pisarza. To właśnie on — zrazu jedyny
suweren — odmawia przedmiotom (figurom tekstu) prawa do podmiotowości.
„Protokolanci” (paradygmaty powieściowe) to tylko narzędzia, podwykonawcy,
„niewolnicy” (na bezludnej wyspie Srebro i Rtęć, adiutanci wnuka Parnitzkiego, którym
jest Teodor Parnicki, powinni chyba przybrać imiona Piętaszków). A jednak
status „niewolników” jest dynamiczny. Auktorialna wola może ich w każdej chwili
wyzwolić z niewolniczej roli, nadając im suwerenność. I do tego właśnie dochodzi
w Tożsamości. Dowódca armii (najwyższy reprezentant auktorialnej woli) w
pewnej chwili tak wita swojego podwładnego, dowódcę korpusu (przewodniczącego
sądu): „Dzień dobry, kolego. Siadajcie. I pamiętajcie: żadnego tytułowania. Ani
w ogóle czy to żołdactwa, czy wojaczki. Niech będzie tylko tak między nami, jak
kiedyś było: przyszliście na uniwersytet o dwa lata później, jako młodszy
wiekiem. Cała różnica. Gdybyście byli o tyleż starsi, zapewne dzisiaj ja
dowodziłbym dywizją, a wy armią” (ibid., s. 128). Rozmowa dowódcy armii z
dowódcą dywizji skutkuje m.in. tym, że ten ostatni dostępuje równouprawnienia,
stając się „kolegą” autora,
tzn. jego potencjalnym zmiennikiem („Gdybyście byli o tyleż starsi, zapewne
dzisiaj ja dowodziłbym dywizją, a wy armią”). Równouprawnienie skutkuje
substancjalnym awansem. Dowódca dywizji zostaje mianowany dowódcą korpusu, a
ten czysto wojskowy awans przekształca się w metaforę ontologicznego i
performatywnego awansu wszystkich protagonistów. Ich wywyższenie ma
dalekosiężne skutki. Figury tekstu, wyzwolone z klasy „podludzi” i uznane za
„ludzi”, przechodzą następnie na poziom „nadludzki”. Dzięki temu nie tylko
zrównują się z autorem, ale próbują go przewyższyć, manipulować nim,
przechytrzyć go w powieściotwórczej grze. Wang — także tytułowany przez dowódcę
armii „kolegą” — deklaruje w pewnej chwili otwarcie, mówiąc o samym Parnickim (twórcy
Tożsamości): „Ja chcę go schwytać
w potrzask” (ibid., s. 135).
6.
Cała ta gra
wyższości i niższości w relacjach między figurą autora a figurami tekstu, odzwierciedla istotny
aspekt dialektyki późnej nowoczesności. Fluktuacje potencjalnych awansów i
degradacji korespondują z wahaniami epoki kreującej ambiwalentne wyobrażenia
przełomowej zmiany ewolucyjnej. Nasza cybernetyczna cywilizacja fantazjuje na
temat przekroczenia trzeciej granicy. Jeśli przekroczeniem pierwszej było wynurzenie
się życia z materii nieożywionej, a przekroczeniem drugiej — wyłonienie się
myśli z materii żywej, to przekroczeniem trzecim („cybernetycznym”) może być
powstanie „sztucznej inteligencji”, czyli przebudzenie się podmiotowej świadomości
w materii nieożywionej, tzn. w masie słów i obrazów (a szerzej: dyskursów)
tworzonych przez człowieka.
Późna
nowoczesność wyczuwa w strukturze otaczającego ją horyzontu wolę takiej
transformacji. To pragnienie, emitowane
przez materię, odczuwamy zazwyczaj jak groźbę wymierzoną w integralność naszej
suwerenności. Z antropocentrycznej perspektywy epifania AI najczęściej bywa
objawieniem demonicznym i destrukcyjnym (klasyczny symbol takiej sytuacji to bunt
komputera HAL 9000).
Parnicki przezwycięża
te fobie, kreując afirmatywne opisy współgrania ludzkich dążeń z pragnieniami
manifestowanymi przez materię nie-ludzką (tworzącą świat suwerenny — niekiedy nawet nadrzędny — wobec świata ludzkiego). Ta afirmacja
równouprawnienia, a nawet wywyższenia przedmiotu, przynosi zaszczyt
przenikliwości polskiego pisarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz