1.
W klasycznym eseju Przez
linię (1950 r.) Ernst Jünger proponuje wciąż aktualną konceptualizację
problemu nowoczesnego nihilizmu. Tytułowa „linia” to przestrzeń transformacji
kulturowej, w obrębie której dotychczasowe „symbole wodzowskie” ulegają radykalnemu
demontażowi.
Proces takiego demontażu skutkować musi globalną
intensyfikacją jednostkowego oraz kolektywnego cierpienia. Istotę przechodzenia
przez strefę „linii” wyjaśnić więc można przy pomocy cytatu z innego jüngerowskiego
tekstu. Jest nim esej O bólu (1934
r.). Narracja tej rozprawy kończy się w chwili, gdy człowiek nowoczesny „na
wzgórzach, na których wznoszą się zmurszałe krzyże i widnieją ruiny pałaców,
zdaje się rozpoznawać ów niepokój, który zwykł poprzedzać pojawienie się nowych
symboli wodzowskich” (E. Jünger, O bólu,
przeł. J. Prokopiuk, w: „Literatura na świecie” nr 9 [182] 1986, s. 229).
Przekraczanie „linii” to zmierzanie ku nowych wartościom,
współgrające z nieprzejednaną dekonstrukcją wartości starych (czy raczej: dotychczas
wiodących). Te ostatnie są negatywnym punktem wyjścia dla nowoczesnego
nihilisty: „zastany ład wydaje mu się jedynie podstawą lub przejściem do
jakiegoś ładu przyszłości” (ibid.).
2.
W tym kontekście Przez
linię jawi się jako osobliwe Auseinendersetzung
z problemem nihilizmu. Jüngerowski dyskurs pełen jest trzeźwych diagnoz,
zmąconych wszelako zaleceniami wiodącymi na manowce.
W klasie tych pierwszych znajduje się przytomna ocena konserwatyzmu,
a ściślej ― jego nieskuteczności. „Postawa konserwatywna, godna szacunku, a
niekiedy nawet podziwu u jej reprezentantów, nie jest w stanie okiełznać i ująć
w karby narastającego [nihilistycznego ― TK] ruchu, co wydawało się jeszcze
możliwe po pierwszej wojnie światowej” (E. Jünger, Przez linię, przeł. W. Kunicki, w: idem, Węzeł gordyjski, Kraków 2013, s. 84/85). Skąd wynika ta
niemożliwość? Ze specyfiki „linii”, zasadniczo zmieniającej układ punktów
orientacyjnych tworzących dotychczasowe konstelacje zagrożeń i ocaleń. W diametralnie
zmienionym (późno-nowoczesnym) układzie „nie można już myśleć o ocaleniu z
morza płomieni pojedynczego domu lub majątku” (ibid., s. 85). Na anihilację
skazane są „twory istniejące wedle dawnych prawideł: niemożliwością jest ich
przetrwanie, choćby [a może zwłaszcza gdyby ― TK] znajdowały się w Tybecie”
(ibid.).
Wobec tak trzeźwej diagnozy szczególnie zaskakuje jedno z
wyjątkowo chybionych zaleceń, wynikające z wyjątkowo szkodliwego złudzenia. Tym
złudzeniem jest przekonanie o ocalającej roli kościoła w horyzoncie
dwudziestowiecznej rzeźni. „Żyjemy w sytuacji nihilistycznego konfliktu, w
którym nie tylko mądrzej, ale i godniej jest opowiedzieć się po stronie
kościołów, a nie tych, którzy je atakują” ― zaleca Jünger (ibid., s. 87).
Dlaczego? Albowiem to właśnie „Kościołowi zawdzięczać można fakt, że pośród
wiwatujących mas nie doszło do otwartego kanibalizmu, do entuzjastycznego
uwielbienia cielca. Ale niewiele brakowało; już w samych sztandarach przebłyskiwał
i wciąż przebłyskuje blask kainitycznych świąt” (ibid.).
Ciekawe, czy w świadomości Jüngera ta konserwatywna iluzja
ostała się w zderzeniu z rokiem 1994, gdy w Rwandzie kościół katolicki nie zapobiegł
orgii „kainityzmu”, mało tego ― zrobił wiele, by ugruntować horyzont, w którym ta
orgia wybuchła…
3.
W jednym należy Jüngerowi oddać sprawiedliwość. Jego esej z inspirującą przenikliwością wskazuje kwestię kluczową: charakterystyczną
dla XX wieku niemożność przekroczenia horyzontu XIX wieku. „Rezerwy XIX
stulecia nie uległy jeszcze całkowitemu zużyciu” ― konstatuje z ironią autor Robotnika, dorównując tym samym
wnikliwością swojemu wielkiemu adwersarzowi, autorowi Pasaży.
Bez wątpienia my ― ludzie nowocześni ― od ponad dwustu
już lat idziemy przez „linię” i ciągle jej nie przekroczyliśmy. Nasz nowoczesny
nihilizm ― twórczy nihilizm ― wciąż nie uporał się z tyranią starych struktur
wodzowskich: z wyzyskiem ekonomicznym i z uciskiem teologicznym. Przeciwnie ― dziś
bardziej niż wczoraj doświadczamy naporu ze strony kapitalistycznej rekonkwisty
i czarnosecinnej kontrreformacji. Nie poddajemy się jednak ― idziemy przez linię,
przedzieramy się przez zasieki… Ale ciągle nie wykraczamy poza granice
nowoczesności.