sobota, 4 października 2008

OBRAŻONY ARTYSTA, CZYLI O PUŁAPKACH PEWNEJ POZY



Szanowni Państwo, poniżej publikuję drugą (i ostatnią) odsłonę mojej polemiki z Alą. Tym razem jest to merytoryczny dwugłos o Tadeuszu Borowskim. Mam wrażenie, że ten spór wydawać się może mało ciekawy dla osób postronnych. Dla mnie jest przede wszystkim okazją, by po raz kolejny wypowiedzieć kilka słów "programowych".

A zatem najpierw tekst Ali pt.
Obrażony artysta, czyli o pułapkach pewnej pozy (z zachowaniem oryginalnej pisowni), a pod nim moja polemika pt. Ala w pułapce ignorancji.

Oto głos mojej oponentki:


Zmarnowałam zbyt dużo czasu na dyskusje na temat prac, które mi się nie podobają… Ostatnia rzeczy.

Doczytałam się w jego wcześniejszej wypowiedzi na blogu Izy Kowalczyk, że kontekstem “Zmurzynienia” jest „światek artystyczny“ („Pyta się Pani gdzie w Polsce rezyduje poprawność polityczna? Otóż myślę, że rządzi ona właśnie w naszym pseudoliberalnym światku sztuki.”) Nie domyślałam się, że jest to sztuka autoreferencyjna, ale w takim kontekście ta praca ma sens. Tym bardziej jednak uważam, że jej zasięg jest bardzo ograniczony. Wcześniej byłam przekonana, że to dyplom artystyczny – początkujący artysta epatuje swoich profesorów. Takie skojarzenie nasuwało się od razu – dziki przeciw klasykom.

Borowskiego/Jungera w tym jakoś dostrzec nie mogłam… Najwidoczniej czytamy z artystą różne rzeczy… Kozak połączył Borowskiego z Jungerem na zasadzie kolażu. Ja odczytuję “Zmurzynienie” w kontekście historii kultury europejskiej XIX-go i XX-go wieku, kolonializmu i postkolonializmu, teorii rasy, społecznego darwninizmu, aktualnych problemów imigracyjnych w Europie. Nie przeczę, że ktoś kto dobrze zna i pamięta dzienniki Jungera i opowiadania Borowskiego, kto wie, że – do pewnego stopnia - reprezentowali oni odmienne perspektywy ideowe, innymi słowy, że ktoś kto czytał te same rzeczy co artysta, będzie widział te przełożenia. Dla mnie one są tak rozmyte, że aż niewidoczne. Dlaczego?

Jeśli ktoś, tak jaka ja, lokuje Borowskiego z jednej strony w kontekście faszyzowania Polski lat 30-tych (świadomość autora sprzed-Auschwitz), z drugiej – w kontekście Auschwitz (gdzie to Żydzi i Cyganie trafiali jako więźniowie rasowi, a nie Polacy i inne nację), z trzeciej – jako intelektualistę i attache ds kulturalnych w Niemczech za czasów polskiego stalinizmu, nie będzie specjalnie zaskoczony figurą Murzyna na ruinach europejskiej cywilizacji. Bo ta figura we wszystkich trzech wskazanych kontekstach znaczyła dokładnie to, co artysta zechciał łaskawie przypomnieć. A co, co najmniej do I wojny światowej (jazz w Europie) niepokoiło Europjeczyków - zmurzynienie via Ameryka czyli barbaryzacja. Jeśli ktoś poskrobałby głębiej, to dokopie się do takich metafor od XV-go wieku, a przede wszystkim - w wieku XIX-tym. Wystraczy poczytać prace historyków na temat rasizmu w XIX-tym wieku, na temat kolonii niemieckich w Afryce, na temat Scramble for Africa (są tony literatury na ten temat), to znajdzie sporo werbalnych reprezentacji dokładnie takich samych, jakie użył artysta.

W potocznym języku zachodniej cywilizacji sprzed 1960-tych lat Czarny, czy też Murzyn (co po polsku znaczy – brudny), jest synonimem barbarzyńcy. I jako takie określnie, jako inwektywa, używane było przez stulecia przez Europejczyków wobec samych siebie na oznaczenie barbarzyńcy. Ale czy to jakaś nowość?

Jeśli artysta chciał pokazać, że i ofiara, i oprawca w czasie II wojny światowej myśleli w kategoriach rasowych - to wie to każdy, kto czyta pamiętniki z obozów koncentracyjnych i gułagów. Tak, przez zmuzułmaniem (Borowski), więzniowie nie zapominali o hierarchii rasy w obozie – i nie zapominali ich oprawcy. Wiedza-władza?

W wywiadzie arysta mówi: „Lektura tych zapisków szokuje dzisiejszego czytelnika. Bo przecież dziś - w czasach politycznej poprawności - opisanie Afroamerykanina jako agresywnego seksualnie okupanta to rzecz niewyobrażalna w ramach dominującego liberalno-demokratycznego dyskursu.” I dalej: “To, że Borowski - były niewolnik obozowy - postrzega Murzynów w amerykańskich mundurach podobnie jak Jünger; to znaczy jako kulturowych i seksualnych agresorów, wydaje się zrazu osobliwym paradoksem.” I tak dalej…

Może dla artysty to paradoks, szok. Ale nie dla tych, którzy znają historię Europy międzywojennej, powojennej i historię kultury i historię społeczną. Artysta nie zadał sobie trudu żeby przemyśleć, dlaczego Borowski widział amerykańskich aliantów jako „Czarne Małpy“. Po prostu zaszokowala go metafora i uznał, że skoro jego zaszokowała, to zaszokuje innych. Znalezienie tej metafory, tam, gdzie w jego mniemaniu nie powinno jej być, tak go zaszokowało, że nie zauważył, że Borowski napisał „Bitwę pod Grunwaldem“ w 1948 roku - w Polsce, w czasie nasilenia stalinizacji, w dwa lata po zapadnięciu Żelaznej Kurtyny. Być może kontekst ma znaczenie dla przedstawiania największego wroga sowieckiej cywilizacji sprawiedliwości społecznej – byłego sojusznika, USA, jako zmetysowanego barbarzyńcę?

Jeśli autor chciał pokazać, że i oprawca, i ofiara po barbarzyńskiej II wojny światowej mieli podobny stosunek do Murzyna (a dokładnie: do Czarnych w armii amerykańskiej), czyli jeśli chciał wskazać na rasowy podtekst kondycji kultury europejskiej po II wojnie światowej – to ok. Mieli. Wiemy o tym. Rasizm nie umarł wraz z pokonaniem faszyzmu – ale czy to jakaś nowość? Może zamiast ekshumować tę metaforę warto ją zanalizować, choćby w kontekscie powojennych Niemiec, Polski i Europy, żeby zrozumieć co ona znaczyła??? Podpowiem – zrobili to już za artystę inni. “Murzyn” to rodzaj metonimii na określenie amerykańskich aliantów, którzy wyszli z tej wojny jako supermocarstwo - kosztem Europy oczywiście. Oraz metonimia na Amerykanów w ogóle, jako rasowych mieszańców. Jest to kolejny poziom metafory Czarnego barbarzyńcy, tym razem w kontekście zimno-powojennym i kontekście odbudowy zachodniej Europy. Kontekście jeszcze bliższym czasowo zamierzeniom autora.

Ale USA - jak wiadomo - nie były jedynym supermocarstwem, które wzeszło na ruinach europejskiej cywilizacji. I gdyby autor rzetelnie zastanowił się nad metaforą Borowskiego/Jungera, to może by ją zdołał odkodować. Zamiast skupić się na rozważeniu metafory czarnego barbarzyńcy w kontekście, który sam sobie wybrał (Junger/ Borowski), artysta pożeglował w szukaniu źródeł metafory Murzyna-barbarzyńcy aż do starożytności… Gdyby sobie zadał nieco trudu, mógłby zobaczyć, że być może Borowskiego rasistowski opis “Czarnych Małp” - pisany w Polsce, 3 lata po wojnie, czyli po “wyzowleniu” Polski przez wojska sowieckie - jest sam w sobie… metaforą? A raczej - alegorią? Być może opisując zwycięskie amerykańskie Czarne Małpy Borowski miał takoż na myśli sowieckie “Żółte Małpy”, które nie obmacywały za czekoladę i pończochy, ale gwałcili jak … barbarzyńcy? Czy w 1948 roku pamiętano o gwałtach armii radzieckiej na ludności cywilnej w Polsce i na Niemkach? Czy można było o tym mówić w PRL-u? Czy to metafora?

Czy takie szokujące odkrycie wpłynęłoby na treść obrazów Kozaka? Nie sądzę. Tomasz Kozak zdaje się chciał programowo być niepoprawny politycznie w amerykańskich kategoriach politycznej poprawności z lat 90-tych XX wieku, w Polsce w latach 10-tych XXI wieku, wykorzystując teksty powstałe o 70 lat wcześniej. Potraktował te teksty bardzo instrumentalnie. Wydaje się, że w istocie nie chodziło mu o ekshumację pewnej metafory, ale o zaepatowanie politycznego poprawnie artystycznego światka polskiego, co zapewne mu się udało. Nie jestem w tym światku, więc nie mam pojęcia.

Jeśli artysta mówi, że odtwarza historię pewnej metafory, choćby artystycznie, to warto byłoby poszperać w bezpośrednim kontekście nieco głębiej. Można wtedy uniknąć np. tego, że pewna retoryka przemówi artystą, choć to artysta chciał przeformułować retorykę… Artysta ekshumował metaforę, zamiast ją przeanalizować. A metafora śmierdzi. Jeśli to miała być wartość artystyczna - to projekt się udał.

Kozak jest artystą, a nie intelektualistą, i inspirować się w różnych miejscach jest jego prawem. Artysta buduje swoją wizję pewnej metafory na bardzo szerokim – i bardzo selektywnym – doborze materiału. I w porządku. Tyle że każda selektywność kosztuje, jeśli nie wynika z niej artystyczne przesłanie, które mówi nam coś nowego. W przypadku prac Kozaka takiego przesłania nie widzę, poza - być może - zaepatowaniem jego własnego środowiska zawodowego.

Glossa: Inter-tesktualizm, to nie jest luźne zestawianie wyrwanych z kontekstu metafor. Może tak zrobić, ale wtedy to kolaż. Na pewnych motywach.

Glossa: W tropieniu metafory artysta pochodzi aż do Orygenesa i Hermesa Trismegistosa. Nie powinien zapominać o królowej Saby, Baltazarze, Otellu, Hannibalu, Kanibalu - pradziadku Puszkina i innych. A! I o tysiącach czarnych niewolników w Europie i Amerykach. Trochę oczywiście kpię. Nie powinien zapominać o podstawowej literaturze przedmiotu.

I mam nadzieję, że to koniec naszej dyskusji. Nie oczekuję odpowiedzi – i nie mam zamiaru odpisywać.


Brak komentarzy: