wtorek, 30 września 2008

OBRAŻONY ARTYSTA, CZYLI O SZTUCE NARODOWEJ I UNIWERSALNEJ



Kilka dni temu Iza Kowalczyk na swoim blogu zamieściła reprodukcje kilku moich fotomontaży, wchodzących w skład interdyscyplinarnego projektu pt. Zmurzynienie – ekshumacja pewnej metafory. Fotomontaże te skłoniły jedną z internautek (posługującą się nickiem Ala) do napisania dwóch tekstów poświęconych mojej osobie. Teksty te - opublikowane na blogu Strona Ali – uznałem (z powodów, które wyjaśnię poniżej) za zasługujące na merytoryczną polemikę. Postanowiłem je w całości zacytować na mojej witrynie, a następnie skontrować własnym komentarzem.

Tekst pierwszy – pt. Obrażony artysta, albo o sztuce narodowej i uniwersalnej – brzmi następująco:


„No to się porobiło… Pewien naburmuszony artysta na blogi Izy oburza się na mnie, że śmiałam wyrazić moją skromną opinię widza na temat jego prac, a także, że uznałam komentarz odautorski artysty za żenującą praktykę… Artysta odesłał mnie do internetu, żebym sobie poszukała, kim on jest i jaki jest ważny! Poszukałam – mój rówieśnik. :-) A! I pisała o nim Maria Janion. Maria Janion i o mnie też dobrze mówiła… :-) Czy to coś zmienia?

Rzecz o nieszczęsnym «Zmurzynieniu» Tomasza Kozaka. Mnie te prace w ogóle się nie podobają. Ale kiedy się zastanowiłam nad innymi pracami artysty - które znalazłam na internecie - to doszłam do wniosku, że być może za dużo od artysty oczekiwałam…

Prace Tomasza Kozaka to sztuka narodowa, w pełnym tego słowa znaczeniu. Narodowa, bo artysta bawi się konwencjami narodowymi, symboliką narodową, etc. Narodowa, bo jego prace są czytelne jedynie w kontekście narodowym, dla tych co znają Matkę Boską Częstochowską, Grottgera, Olbrychskiego, Sienkiewicza, Hoffmana, itp. W «Zmurzynieniu» artysta starał się wyjść poza kontekst narodowy i zabawić się konwencjami, które są narodowo obce (polityczna poprawność) – i chybił. Bo nie zdołał się wyrwać z narodowego kontekstu. Może nie wystarczyło talentu? :-)

A przy okazji się obraził… Pan Kozak nie ma dystansu do siebie.

W kontekście prac Kozaka przypomniał mi się plakat Petera Fussa z zastrzelonym Obamą. Ten plakat mnie zaszokował, ale nie zniesmaczył. (Prace Kozaka - wręcz odwrotnie.) I przyznam, że długo nie mogłam wybić sobie z głowy plakatu Fussa. Ten obraz mnie prześladował. Obraz z polskich billboardów. Treść i konteksty.

Ale to jest właśnie różnica pomiędzy talentem i genialną intuicją Fussa, a wydumanym konceptualizmem w pracach Kozaka. Plakat Fussa wrzuca cierń w polityczną podświadomość. Buduje jednocześnie na globalnej i lokalnej politycznej świadomości. I to jest niesamowite. Ten plakat będzie poruszał i w Szwecji, i w Anglii, i w Indiach, i w Południowej Afryce, i w Chile. I w Ameryce.

I w Polsce. Bo patrząc na ten obraz zdałam sobie sprawę, że widzę tam nie tylko JFK, Bobbiego Kennedy, Martina Luthera Kinga, ale widzę też Prezydenta Narutowicza, zamordowanego za to, że był kandydatem «socjalistów, Żydów i mniejszości narodowych»… Widzę polski rasizm i ksenofobię, która nie jest dominująca - ale jest. I jest groźna dla demokracji. Jest groźna, jak każda agresywna nienawiść polityczna. Widzę tam jeszcze jedną z hańb narodowych, które jak pisała swego czasu Iza Kowalczyk, zostały skrzętnie wmiecione pod dywan, aktywnie niepamiętane w zbiorowej pamięci narodu.

Widzę narodowe w kontekście globalnym - i odwrotnie. Widzę horror współczesnej demokracji pod postacią morderstw politycznych. To obraz uniwersalny. I ten szok ma wartość polityczną. Nie epatuje burżujów, jak w XIX-tym wieku, bo Fuss to sztuka XXI wieku. Jego sztuka ma uniwersalną, a nie lokalną wartość.

Fuss w swojej sztuce zdołał wyjść poza rodzime opłotki. Kozak – nie. I w porządku. Nie każdy musi. Prace Kozaka pokazują Polakom. Sztuka Fussa mówi do świata. Nie wiem, co zostanie z billboardu Fussa za 10 lat. Ale wiem, że przez kilka lat jego obraz będzie tkwił w mojej świadomości, a potem, jeśli zapomnę, w podświadomości. Obrazy Kozaka zapominam zaraz po obejrzeniu. Ot, subiektywny stosunek do sztuki…

I nie ma się co obrażać, bo to widz może się czuć jako ofiara… :-) Osobiście zawsze jest mi żal, kiedy się rozczarowuję. Zwykle oczekuję od artysty/tki, że pokaże [!!!] mi coś, czego wcześniej nie widziałam. Że zaangażuje mnie intelektualnie i emocjonalnie, choćby szokiem. (Do dziś mam w głowie wizje Andresa Serrano. Kilka razy wracałam do muzeum, żeby go obejrzeć, choć za każdym razem robiło mi się tam niedobrze. Wracałam, bo pokazywał mi coś nowego.) Czy nie na tym polega artyzm?

Inspiracja topowymi teoriami jest super - sama się cały czas nimi inspiruję. Ale wiem też, że te teorie, czyli pewne sposoby widzenia świata, są zwykle bardzo trudne i wymagają przemyślenia, a od artysty - kreatywnej refleksji. Intertekstualność to nie jest hoghepodge, czyli groch z kapustą. Tak jak dekonstrukcja to nie jest demontaż. I wszystkie teorie mają konteksty, jeśli nie polityczne, społeczne, kulturowe, historyczne - to ideologiczne.

Pewnie Kozak ma talent, ale ta praca mu - moim zdaniem - nie wyszła…”




Brak komentarzy: