czwartek, 7 marca 2013

AKTUALNOŚĆ „MIAZGI”


1.
Miazga Andrzejewskiego — ukończona (po wieloletnich zmaganiach) w 1970 roku, wydana po raz pierwszy w nieocenzurowanej wersji w 1992, potem zaś opublikowana w wydaniu krytycznym Ossolineum w roku 2002 — jest książką właściwie zapomnianą. A jeśli już przypomina się ją, to prawie zawsze w protekcjonalnym, wręcz deprecjonującym tonie. Mimo to — a może właśnie dlatego — należy tę książkę czytać. Jednym z powodów (bynajmniej nie najważniejszym) okazuje się fakt, iż dostarcza ona różnorakich — wielce ambiwalentnych — rozkoszy. Jednakże to nie one będą tematem niniejszego postu. Zamiast analizować przyjemności płynące z lektury, chciałbym przedstawić dwa zasadnicze powody, dla których w ogóle warto ją podjąć.

a) Miazga słusznie cieszy się opinią pierwszego radykalnie „postmodernistycznego” projektu w literaturze polskiej. Zdaniem Dariusza Nowackiego, strukturalna specyfika tej powieści polega na „kumulacji rozwiązań formalnych, przypisywanych na ogół współczesnej czy też ponowoczesnej ontologii i pragmatyce literackiej” (D. Nowacki, „Miazga” i… po „Miazdze”. Jerzy Andrzejewski w poszukiwaniu siebie, w: idem, „Ja” nieuniknione. O podmiocie pisarstwa Jerzego Andrzejewskiego, Katowice 2000, s. 94). Tekst Andrzejewskiego, czytany w tej perspektywie, koresponduje z tekstem późno-nowoczesnej filozofii. Zasadniczym problemem Miazgi ­— wskazuje na to choćby sam tytuł — jest bowiem kwestia chaosu. Zanurzenie w chaosie, przeżywanie go, kształtowanie, metaforyzowanie… Oto zasadniczy lejtmotyw powieści, ukazujący się wielu poziomach. Począwszy od meta-struktury, a kończąc na topografii świata przedstawionego, Andrzejewski opisuje fundamentalne doświadczenie nowoczesnego podmiotu — konfrontację z chaosem i przygodnością. W tym kontekście emblematyczną rolę odgrywa jeden z fragmentów dziennika pisarza, wmontowany w powieściową tkankę: „zdarzenia X nie określa i nie wyznacza element konieczności, przeciwnie: nieskończenie mnoga ilość przyczyn doprowadzających do zdarzenia X może się w czasie swojego działania układać w różny, niemal dowolny sposób i efekt końcowy (zdarzenie X) wcale nie musi być jeden” (J. Andrzejewski, Miazga, op. Anna Synoradzka-Demadre, Wrocław-Warszawa-Kraków 2002, s. 210).

Jak widać, dyskurs Andrzejewskiego w istotnych punktach współgra z dyskursem współczesnego myślenia — i to nie tylko tego, które spełnia się w ramach „ponowoczesności”. Miazga koresponduje także z filozofią chaosu i przygodności przekraczającą „ponowoczesny” horyzont.

W tym kontekście warto przypomnieć dwa paradygmaty — „realistyczny” i „konstruktywistyczny”. Przedstawiciel pierwszego — Quentin Meillassoux — twierdzi, że „nasz wysoce uporządkowany świat może być rezultatem gigantycznej liczby chaotycznych prób”, a jego strukturę kształtuje „pozostawienie wszystkich ewentualności otwartymi, a nie zamykanie ich pod dyktando jednej tylko wybranej” (Apres la finitude). Z kolei jeden z czołowych reprezentantów paradygmatu drugiego — Niklas Luhmann — tak pisze o istocie wolności realizującej się w ramach późno-nowoczesnego świata: „W rzeczywistości wolność opiera się (…) na kognitywnych warunkach obserwacji i opisie alternatyw w otwierającej się i wymagającej rozstrzygnięć — ale właśnie dlatego nieznanej — przyszłości. W ten samodeterminujący się bieg świata (…) wpisane jest otwarcie na różne możliwości” (N. Luhmann, Konstrukcja realności, w: Konstruktywizm w badaniach literackich, przeł. I. Kotuła, E. Kuźma, Kraków 2006, s. 105).

Cała pierwsza część Miazgi, zatytułowana Przygotowanie, jest napisana w czasie przyszłym (częściowo również w trybie przypuszczającym) i skoncentrowana na analizie alternatyw ontologicznych oraz aksjologicznych. „Mamy więc w Przygotowaniu fikcję wielostopniową: w ramach hipotetycznej fabuły pojawiają się wizje przyszłych wydarzeń o różnym stopniu «realności»” (A. Synoradzka-Demadre, Wstęp, w: J. Andrzejewski, Miazga…, s. L). Projekt Andrzejewskiego koreluje zatem z aktualnymi poszukiwaniami współczesnej wyobraźni, ożywionej przez ideę wielowymiarowego skanowania struktury przygodności.

b) Miazga okazuje się tekstem ważnym także z innej przyczyny. Otóż jest on rodzajem meta-projektu, który z bezprecedensowym w naszej literaturze heroizmem porzuca ciasne opłotki źródłowego tekstu i w olbrzymim stopniu koncentruje uwagę czytelnika na meta-legendzie związanej z historią powstawania powieści oraz jej późniejszymi (tak realnymi, jak potencjalnymi) losami. Zdaniem większości krytyków to właśnie przesądza o porażce Miazgi. Moim zdaniem, wręcz przeciwnie. Dzieło „mówiące-samo-za-siebie”, dzieło spełniające się jedynie (lub głównie) w źródłowym tekście (a co za tym idzie, ograniczone przez ów tekst w swojej wymowie), jest represyjną fikcją redukującą pole działania do obszarów administrowanych przez Demony Doksy i Decorum. Tymczasem w rzeczywistości — zbyt często maskowanej lub wręcz zakłamywanej — nowoczesne dzieła w nierozerwalny sposób zrastają się ze swoimi legendami. W tej sytuacji (późno)nowoczesna konsekwencja powinna prowadzić do radykalnej zmiany funkcji konstytutywnych elementów dzieła; słowem — do przeniesienia punktu ciężkości z tekstu źródłowego na potencjalne konsekwencje wywoływane przez ten tekst. W wyniku takiego przesunięcia „legenda” zrodzona (lub, częściowo przynajmniej, skonstruowana) przez tekst źródłowy mogłaby stać się elementem równoważnym wobec niego, a nawet odeń ważniejszym.

W horyzoncie tak pojętej przemiany wartości Miazga urosłaby do rangi jednego z pierwszych zwycięstw, stając się jednocześnie tekstem paradygmatycznym. Powieść ta w pełni na taką konsekrację zasługuje.

2.
Jerzy Andrzejewski, uznawany przez swoich współczesnych za najwybitniejszego pisarza PRL-u, jest dziś autorem lekceważonym. Krytycy lekką ręką odsyłają go do lamusa. To tylko zdolny rzemieślnik, daleko mu do geniuszu Miłosza — przesądza jeden z obiegowych aksjomatów. Według mnie całkowicie fałszywy. O ile bowiem Miłosz jest martwy (albowiem na wieki zaklęty w arcypolskiej prostoduszności), o tyle Andrzejewski — właśnie dzięki Miazdze ­­ — ma szanse na drugie życie i neo-awangardową glorię


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Co Pan ma na myśli pisząc, że Miłosz "jest na wieki zaklęty w arcypolskiej prostoduszności"? Co Pan przez to rozumie?

Tomasz Kozak pisze...

Sprawa jest skomplikowana i można by ją analizować na wiele sposobów. W uproszczeniu powiem tak: ewolucja myślenia Miłosza zmierza w kierunku (by tak rzec po schillerowsku) "poezji naiwnej". Na wadze skonstruowanej przez antynomie symbolizowane przez, z jednej strony, "Legendy nowoczesności", a z drugiej,"Poema naiwne", ostatecznie przeważają te drugie. Przeznaczeniem Polaka ma być dziecięctwo i afirmacja świata godna krówki bożej. (W "Ziemi Ulro", która wydaje mi się najważniejszą książką Miłosza, obie szale osiągają stan zbliżony do twórczej równowagi: diagnoza kultury jest ostra i precyzyjna, lekarstwo zaś to inspirujący [a nie trujący] farmakon: Blake ukazany w swej komplikacji, nie zredukowany do anestetycznej "pieśni niewinności".)

Ujmując to z innej strony, Miłosz - powodowany obsesyjnym (i z jego punktu widzenia uzasadnionym) lękiem przed skorpionem dialektyki - zamienia się w figurę groteskową i straszną. Nasz ostatni wieszcz to (w swej fazie późnej) jakby Senex-Infans: figura groteskowa i straszna, wpychająca polskość w gardziel fałszywej prostolinijności. Miłosz, uciekając przed Sową Minerwy, wpada w szpony Demona Demencji.