niedziela, 31 marca 2013

PROBLEM ROZKOSZY



1.
Wydaje się, że postmodernistyczne, post-nietzscheańskie dyskursy niemal doszczętnie zbanalizowały problem Rozkoszy. Równie niszczycielską pracę wykonał pop-kulturowy, neo-liberalny hedonizm, który całkowicie zakłamał i skorumpował emancypacyjny wymiar tego problemu. „Rozkosz” — to odarte z powabu słowo brzmi tu i teraz wyjątkowo fałszywie. Zarazem jednak brzmi jak wyzwanie. To, co mu zrobiliśmy domaga się dialektycznego zadośćuczynienia. To, co z nim zrobiliśmy woła o dialektyczną kontrę. Przeklęty problem Rozkoszy apeluje o rewaloryzację. Zwłaszcza tu i teraz — w świecie, gdzie quantum Niespełnienia osiąga masę krytyczną. Można powiedzieć, że dziś, blisko pół wieku po porażce kontr-kultury, to nie tyle dynamika dyskursu, ile sama rzeczywistość żąda, by Krytyka ponownie zajęła się Rozkoszą. Jest to więc kwestia realizmu — w mniejszym stopniu spekulatywnego, w większym politycznego (choć jeden nie musi przeczyć drugiemu). Realizm ten zmusza do przypomnienia o podstawowej antropologicznej prawdzie: człowiek jako taki (nie tylko nowoczesny) jest predestynowany do odczuwania cierpienia. Ma niski próg bólu i wysoki próg rozkoszy. „W porównaniu ze stosunkowo nikłą zdolnością odczuwania fizycznej i/lub umysłowej «rozkoszy» nasza wielka podatność na «ból» jednego i drugiego rodzaju wydaje się niemal nieskończona” — przypomina Ray Brassier (por., idem: Prawda o zagładzie, tłum. M. Rychter, M. Wiśniewski, w: „Kronos”, nr 1/2011, s. 159), cytując w tym kontekście Jesúsa Adalpuertę: „Rozważmy sposoby, dzięki którym możemy osiągnąć przyjemność. (…) Rozważmy sposoby, za pomocą których można nam zadać ból. Jedne mają się do drugich niczym Księżyc do Słońca” (J.Adalpuerta, The Eyes, cyt. za: ibid .).

Ta rażąca niewspółmierność nie paraliżuje naszej władzy krytycznej. Nie przyćmiewa bowiem, lecz — przeciwnie — w pełni ujawnia jeden z problemów palących. Rozkosz jest dzisiaj takim problemem. Rozwój receptorów rozkoszy — oto problem kolejny. I jeszcze jeden: wiara w nieskończone możliwości takiego rozwoju. Krytyka Fantazmatyczna (KF) hołduje tej wierze. Dlatego jest krytyką „realistyczną” — żąda przecież „niemożliwego”.

2.
Tu trzeba przypomnieć, że KF ma charakter dialektyczny. I musi się mierzyć z dialektyką Rozkoszy w dwóch wymiarach. Pierwszy z nich to wymiar skorumpowanego pozoru. Ujmując rzecz po kantowsku: późna nowoczesność tworzy mamidła rozkoszy, jej fałszywe pozory, słowem — dialektykę oszukańczą. Krytyk musi ją rozpoznać, wymknąć się z jej pułapki i przejść do drugiego wymiaru, tzn. w sferę dialektyki wyzwalającej. W tym wymiarze dialektyczne zadanie polega na wyzwoleniu Rozkoszy. Ale nie chodzi o emancypację naiwną, poprzestającą na zniesieniu represji, na prostym rozpętaniu. Stojące przed Krytyką zadanie jest bardziej skomplikowane. Wynika ono z przekonania, że późna nowoczesność stymuluje naszą wyobraźnię erzacami, uzależnia nas od zwodniczych bodźców, a jednocześnie każe nam tęsknić za Rozkoszą prawdziwą. KF wierzy, że instytucje społeczne, mimo swej dysfunkcyjności, będą w stanie pewnego dnia zapewnić każdemu z nas sprawiedliwy przydział rzeczywistej, życiodajnej (a nie toksycznej) Satysfakcji. Ta perspektywa, bez względu, jak bardzo oddala się jej soteriologiczny punkt zbiegu, jest w punkcie wyjścia — tu i teraz — perspektywą zadania doczesnego. Dla Krytyki Fantazmatycznej (KF) zadanie to ma charakter propedeutyczny. Jego istota polega na tym, by już zawczasu określić wstępne warunki możliwości wyzwolenia Rozkoszy i odpowiedniego jej spożytkowania. Krótko mówiąc: Rozkosz należy wyzwolić, ale nie zatracając się w niej, i nie pozwalając, żeby nas zniewoliła. Takie jest nasze zadanie. Musimy nad Rozkoszą twórczo panować, albowiem takie panowanie będzie w przyszłości źródłem Satysfakcji pełniejszej i bardziej zaawansowanej od tej, która majaczy na horyzoncie naszej teraźniejszej pustyni.

Rozkosz trzeźwa, radość zdyscyplinowana — oto cele wyznaczające teleologiczną strategię KF.

   

Brak komentarzy: