poniedziałek, 25 marca 2013

„FRANCISZKANIZM” KONTRA KANTYZM



1.
Kondycja duchowa polskiej owczarni jest od dawna katastrofalna. Reakcja trzody na wybór nowego papieża nie powinna więc zaskakiwać. A jednak zaskakuje. Wciąż zaskakuje  mnie kolejna kumulacja polskiej bezmyślności, konsolidująca naszą jedność w ciemnocie niwelującej najgłębsze nawet podziały kulturowe. Oto rzecz niebywała: moher i TVN-owski dziennikarzyna bratają się w betonie „franciszkanizmu”. Czuję, że gdyby Bergoglio wykonał parę telefonów do klubów kibica (zwłaszcza w Poznaniu), podbiłby naszą wyobraźnię bez jednego wystrzału, detronizując przy tym Wojtyłę. Cała Polska chce przecież kochać „Franciszka” — bezwarunkowo i od pierwszego wejrzenia…

2.
To sytuacja fascynująca, albowiem wskazuje na radykalnie anty-chrześcijańską inklinację w strukturze polskiej wyobraźni. Polactwo pragnie Antychrysta — tyle że nie zdaje sobie z tego sprawy. A Bergoglio jest Antychrystem — choć nieświadomym samego siebie i swojej roli.

3.
Kim/czym jest współczesny Antychryst? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sięgnąć do tekstu, którego nikt w Polsce nie czyta, choć jego lektura powinna być obligatoryjna (przede wszystkim w szkołach zarządzania wyobraźnią publiczną). Mam na myśli Krótką opowieść o Antychryście Sołowiowa. Ta parabola, napisana na przełomie XIX i XX wieku (1899/1900), opisuje świat zmagający się z zaskakująco bliskimi nam problemami.  Oto „europejskie stany zjednoczone” — pokonawszy zagrożenia ze strony świata muzułmańskiego oraz imperialnego „panmongolizmu” — stają wobec kluczowego problemu, jakim okazuje się bankrutujący materializm (por. W. Sołowiow, Krótka opowieść o Antychryście, w: idem, Wybór pism, t. 2, przeł. J. Zychowicz, ss. 122-150). W owym czasie w objawia się w Europie niezwykły przywódca duchowy. Szlachetny, przepełniony miłością geniusz, asceta i filantrop w jednej osobie (ibid. s 126/127). To uosobienie mądrości i cnót będzie jednak wcielonym szatanem. Dlaczego? Ponieważ diabelska miłość własna każe mu odrzucić chrystusowy miecz i podać ludzkości trującą gałązkę oliwną…

4.
Czy Bergoglio przypomina figurę z opowieści Sołowiowa? Tak. Dlaczego? Ponieważ „franciszkanizm” nowego papieża jest pozorny. W istocie wyrasta on z miłości własnej, która do gruntu deprawuje współczesny kościół, każąc mu nieustannie zdradzać Chrystusa dzierżącego miecz, i nawoływać do katastrofalnego w skutkach pojednania. O jakim mieczu i jakim pojednaniu mowa? Ten pierwszy jest mieczem krytycyzmu, dogłębnie i bezlitośnie odróżniającego kościół twórczy od trującego. To drugie kultywuje fałszywą jedność owiec i pastuchów w ramach kultu bezkrytyczności, która umacnia represyjną władzę skorumpowanej świątyni. Rodzący się tu i teraz kult „franciszkanizmu” nie wzmacnia tendencji krytycznych. Przeciwnie — ta parodia materialnego ubóstwa pogłębia ubóstwo umysłowe, utrwalając charakterystyczne dla katolicyzmu bałwochwalstwo i patriarchalizm więżący trzodę w stanie uległego dziecięctwa.

5.
Jak w tym układzie dawać odpór gęstniejącej ciemnocie? Trzeba wrócić do idei oświecenia. Tu i teraz w Polsce musimy zacząć na nowo przypominać teksty fundamentalne. W pierwszej kolejności esej Kanta Co to jest Oświecenie?

Ten krótki tekst powinien być podstawą kanonu lektur, przyswajanego powszechnie już w szkole podstawowej. Cechujące go zwięzłość i trafność są bowiem rewolucyjne, a odpowiedź na pytanie zasadnicze pada już w pierwszym akapicie, pobudzając wyobraźnię do buntowniczego działania. „Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy” (I. Kant, Co to jest Oświecenie?, przeł. A Landman, w: T. Kroński, Kant, Warszawa 1966, s. 164). Na czym polega nasza wina? Na niechęci do „posługiwania się swym własnym rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy przy­czyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa. Sapere aude! Miej odwagę posługiwać się swym wła­snym rozumem — tak oto brzmi hasło Oświece­nia. Lenistwo i tchórzostwo to przyczyny, dla. których tak wielka część ludzi, mimo wyzwolenia ich przez naturę z obcego kierownictwa (naturaliter maiorennes), po­zostaje chętnie niepełnoletnimi przez całe swoje życie. Te same przyczyny sprawiają, że inni mogą tak łatwo narzucić się im jako opiekunowie. To bardzo wygodne być niepełnoletnim. Jeśli posiadam książkę, która zastępuje mi rozum, opiekuna duchownego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast mnie ustala moją dietę itd., itd. — nie muszę sam o nic się troszczyć. Nie potrzebuję myśleć, jeśli tylko mogę za wszystko zapłacić; inni już zamiast mnie zajmą się tą kłopotliwą sprawą. O to, by większa część ludzi (…) uważała krok ku peł­noletności, już sam dla siebie trudny, także za nie­bezpieczny — o to troszczą się już ich opiekunowie, którzy łaskawie podjęli się trudów nadzorowania. Kie­dy już udało się im ogłupić ten swój inwentarz domowy i zatroszczyli się o to, by te spokojne stworzenia nie odważyły się zrobić ani kroku bez kojca dla niemowląt, do którego sami ich wsadzili, ukazują im niebezpieczeństwa, jakie grożą im w wypadku, gdyby próbowali samodzielnie chodzić.” (ibid., s. 164/165).

6.
A zatem: Sapere aude! To hasło należałoby złotymi zgłoskami haftować na śliniakach polskich niemowląt. Dziś bowiem Polska jest tylko kojcem, a powinna być krajem wolnych ludzi.


Brak komentarzy: