wtorek, 30 kwietnia 2013

PARNICKI A PRAGNIENIA MATERII



1.
Realistyczne tendencje we współczesnej filozofii reaktywują problematykę, która w ciągu ostatnich dwustu lat została zmarginalizowana w wyniku dominacji dyskursów fenomenologicznych. Istotę tej problematyki oddaje maksyma Novalisa twierdzącego, że „wszystko o czym można pomyśleć, samo też myśli”.

Dlaczego ta kwestia powinna dzisiaj powrócić (opatrzona nie tyle kategorycznie brzmiącą kropką, co znakiem ostrożnego zapytania)? Otóż dlatego, że późnonowoczesny realizm — o ile chciałby radykalnie spenetrować zagadnienie rzeczy samej w sobie — musi konsekwentnie pytać, czy materia ma swoją wolę, a jeśli tak, to jaką.

2.
Czego pragnie materia? Takie pytanie postawiłem w jednym z ostatnich postów, przywołując odpowiedzi proponowane przez Augustyna i Schopenhauera. Zdaniem pierwszego, rzeczy, mimo że same poznawać nie mogą, dążą jednak ku poznaniu — w ten mianowicie sposób, iż pragną być poznane. Według drugiego, przedmioty „martwe” ożywia wola wyjścia ze świata „ślepych chęci” i wejścia w krąg świadomości, w świat przedstawienia.

3.
W perspektywie Krytyki Fantazmatycznej (KF) pojawia się także trzecia możliwość (zapewne nie ostatnia). Krytykowana materia chce być nie tylko poznana, lecz także uznana. Krytyk respektujący tę wolę, powinien uznać rzeczywistość pragnień ożywiających obiekty pozornie nieożywione. Na czym polegałaby istota uznania? Na przyznaniu pragnieniom Krytykowanego statusu równoprawności i suwerenności w relacjach z pragnieniami Krytykującego.

4.
Wnikliwy opis procesu tak pojętego uznawania KF znajduje w książkach Parnickiego. Rolę tekstu modelowego — w którym relacja Krytykujący-Krytykowane znajduje swój odpowiednik w relacji Autor-Protagoniści — odgrywa Tożsamość (1970) (pierwsza część trylogii złożonej z dwóch jeszcze powieści: Przeobrażenie [1970] oraz Sekret trzeciego Izajasza [1984]).  

W przypadku Tożsamości już sam tytuł okazuje się pojęciem znaczącym. Książka bowiem próbuje — za sprawą rozbudowanych partii autotematycznych i metatekstowych — wniknąć w dialektyczną tożsamość powieściotwórczego ducha. Ów duch określa swoje jestestwo przy pomocy dwóch zespołów konstruktorskich. Zespół pierwszy składa się z figur reprezentujących autora, w zespole drugim działają protagoniści. (Istoty książki nie można oczywiście zredukować wyłącznie do tej problematyki. Tożsamość, podobnie jak cała trylogia, jest także wielowątkową powieścią epistemologiczną oraz skomplikowanym traktatem teologicznym. Kwestie te przekraczają jednak zakres niniejszego postu.)

5.
Jeden z bohaterów to Jan Wang; znany także z innych książek Parnickiego: Innego życia Kleopatry (1969), szóstego tomu Nowej Baśni [Palec zagrożenia] (1970), oraz Ostatniej powieści (2003).

Warto zwrócić uwagę na status strukturalny Wanga. Jest on wysoce wieloznaczny — przede wszystkim z powodu oscylacji bohatera między sferami auktorialnymi i protagonistycznymi. O ile Ostatnia powieść nadaje Wangowi rysy samego pisarza, lokując go przez to w sferze bytów autorskich, uprzywilejowanych pod względem epistemologicznym i performatywnym, o tyle w Tożsamości Wang należy do klasy grupującej bardziej konwencjonalne figury protagonistyczne. Ale nawet wtedy zajmuje niejednoznaczną  pozycję w świecie przedstawionym — głównie za sprawą wypowiedzi znamionujących auktorialną metaświadomość.

Krytyka Fantazmatyczna (KF) postuluje skanowanie tej metaświadomości. Dlaczego? Ponieważ stanowi ona archiwum wiedzy na temat ontologicznego statusu figur tekstu. Wiedza ta daje pojęcie o fakcie fundamentalnym: oto niektóre postaci w Tożsamości — mimo że mogą wyglądać, myśleć i mówić jak ludzie — wcale nie są ludźmi.

Kim lub czym zatem bywają owe figury? Wyczerpującą odpowiedź proponuje sam Wang, komentując swoje intertekstowe perypetie. Komentarz stanowi część obszernej kwestii wypowiedzianej przez protagonistę podczas procesu sądowego przeciwko feldfeblowi Parnitzkiemu; dziadkowi autora książki (proces jest konstrukcyjną ramą całej narracji). W toku obrad nagle pojawia się pytanie o personalia byłych protokolantów. Wyjaśnienie udzielone przez Wanga odsłania zaskakującą prawdę o tych postaciach: są one figurami, które przeniknęły z tekstu Nowej baśni w strukturę Tożsamości:

„Protokolanci tamci nie mają personaliów. Nie są ludźmi. Są rzeczami w procesie dopiero nie tyle uczłowieczania się (tyle aż nigdy nie stałoby się im dostępne), co upodabniania się do sytuacji (czy o ile wolałby pan hrabia inne wyrażenie: do doli, a więc tym samym, rzecz jasna, i do niedoli, niestety, także) człowieczej. Jeśliby więc chciał pan, byłby uprawnio­ny do określania ich mianem podludzi. Ale i mianem nadludzi również, panie doktorze! Gdyż rzeczami będąc równocześnie są pojęciami w warunkach sprawdzania się w praktyce, albo i inaczej jeszcze: abstrakcjami, w procesie konkretyzacji. Dlatego więc też nie popełniłem krzywoprzysięstwa, mówiąc, że z ni­kim, kogo znałem (lub mogłem czy powinienem był poznać) w tomie szóstym Nowej baśni, nie spotkałem się w Tożsamości. Bo też się z nikim nie spotka­łem. Tamci (a właściwie tamte) nie są «kimś», czyli inaczej jeszcze: nie mogą być nikim. Są «czymś». Choć, rzecz jasna, nie jestem wcale pewien, czy istotnie na­leży się pochwała społecznościom ludzkim, które czy to na sztabę srebra wskazując, czy o książce Salambo dyskutując, równoznacznie i równoważnie zapytują: co to jest?!
Zespół to czworga. Mówię «czworga», a nie czte­rech, gdyż w procesie powstawania tomu szóstego Nowej baśni dokonała się u nich (może jako lekarz wolałby pan zwrot: w nich?) dyferencjacja płci. Są więc to dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Mężczyźni zowią się Srebro, czyli Powieściopisarstwo Historyczne, i Mosiądz, czyli Powieściopisarstwo Autobiograficzne, kobiety natomiast: Rtęć, czyli Powieściopisarstwo Fan­tastyczne, i Platyna, czyli Powieściopisarstwo Meta­fizyczne. Tom szósty Baśni nowej już przy samym swym końcu dokonał separacji par... pan nie rozumie, doktorze? oni byli małżeństwem czworga na krzyż. Żeby upodobnili się bardziej jeszcze do ludzi, dostali rozkaz przekształcenia się w dwa małżeństwa tak zwa­ne normalne. Aby rozkaz skuteczny się okazał, jedną z par przydzielono jako asystę wnukowi feldfebla Par­nitzki na czas jego przebywania — a w charakterze czy to zesłańca, czy wygnańca — na wyspie zawrotnie dalekiej, jeżeli i niecałkowicie bezludnej  («jeżeli» moje brzmi słabiutko; osobiście wierzę w całkowitą wyspy bezludność). Między parami miał sam wyboru dokonać, co i uczynił: za towarzyszy sobie przybrał Srebro i Rtęć. Ciekawa rzecz jednak: Tożsamości nie dałoby się całkowicie wtłoczyć w granice powieściopisarstwa historyczno-fantastycznego!” (T. Parnicki, Tożsamość, Warszawa 1970, s. 195-197).

W powyższym gąszczu kryje się interesujące nas sedno. Jest nim dialektyka stopniowej antropomorfizacji, a następnie uznawania suwerenności obiektów z pozoru nieożywionych (swoją drogą, warto by zbadać napięcie łączące tę dialektykę z dialektyką heglowską). Jak się okazuje, ontologiczna pozycja „sztaby srebra” nie musi być wyłącznie pozycją „czegoś”, ponieważ w toku ewolucji świata przedstawionego może zyskać status „kogoś”. „Platyna” to nie tylko „coś”, tzn. znak reprezentujący taką abstrakcję, jak „Powieściopisarstwo Metafizyczne” — to także „ktoś”, czyli antropomorficzny konkret: „kobieta” przechodząca z „podludzkich” na „nadludzkie” pozycje ontologiczne w relacjach z bytami ludzkimi występującymi w Nowej Baśni lub Tożsamości. (W tym kontekście przypomina się Dialektyka negatywna.  „Nawet jako idei nie możemy wyobrazić sobie podmiotu, który nie byłby przedmiotem” — mówi Adorno. Nieprawda! — mógłby skontrować Parnicki — Musimy wyobrażać sobie przedmioty pragnące być podmiotami, i stające się nimi.)

Przejście przedmiotu-podmiotu z pozycji „podludzkiej” na „nadludzką” dokonuje się za pośrednictwem uznania. Jeżeli bowiem uczłowieczenie nie może być dane „protokolantom” (jak twierdzi z początku Wang/Parnicki), to nie z powodu jakiejś nieprzekraczalnej bariery ontologicznej (w świecie przedstawionym taka bariera nie istnieje). Prawdziwą przeszkodą wydaje się natomiast wola pisarza. To właśnie on — zrazu jedyny suweren — odmawia przedmiotom (figurom tekstu) prawa do podmiotowości. „Protokolanci” (paradygmaty powieściowe) to tylko narzędzia, podwykonawcy, „niewolnicy” (na bezludnej wyspie Srebro i Rtęć, adiutanci wnuka Parnitzkiego, którym jest Teodor Parnicki, powinni chyba przybrać imiona Piętaszków). A jednak status „niewolników” jest dynamiczny. Auktorialna wola może ich w każdej chwili wyzwolić z niewolniczej roli, nadając im suwerenność. I do tego właśnie dochodzi w Tożsamości. Dowódca armii (najwyższy reprezentant auktorialnej woli) w pewnej chwili tak wita swojego podwładnego, dowódcę korpusu (przewodniczącego sądu): „Dzień dobry, kolego. Siadajcie. I pamiętajcie: żadnego tytułowania. Ani w ogóle czy to żołdactwa, czy wojaczki. Niech będzie tylko tak między nami, jak kiedyś było: przyszliście na uniwersytet o dwa lata później, jako młodszy wiekiem. Cała różnica. Gdybyście byli o tyleż starsi, zapewne dzisiaj ja dowodziłbym dywizją, a wy armią” (ibid., s. 128). Rozmowa dowódcy armii z dowódcą dywizji skutkuje m.in. tym, że ten ostatni dostępuje równouprawnienia, stając się „kolegą” autora, tzn. jego potencjalnym zmiennikiem („Gdybyście byli o tyleż starsi, zapewne dzisiaj ja dowodziłbym dywizją, a wy armią”). Równouprawnienie skutkuje substancjalnym awansem. Dowódca dywizji zostaje mianowany dowódcą korpusu, a ten czysto wojskowy awans przekształca się w metaforę ontologicznego i performatywnego awansu wszystkich protagonistów. Ich wywyższenie ma dalekosiężne skutki. Figury tekstu, wyzwolone z klasy „podludzi” i uznane za „ludzi”, przechodzą następnie na poziom „nadludzki”. Dzięki temu nie tylko zrównują się z autorem, ale próbują go przewyższyć, manipulować nim, przechytrzyć go w powieściotwórczej grze. Wang — także tytułowany przez dowódcę armii „kolegą” — deklaruje w pewnej chwili otwarcie, mówiąc o samym Parnickim (twórcy Tożsamości):  „Ja chcę go schwytać w potrzask” (ibid., s. 135).

6.
Cała ta gra wyższości i niższości w relacjach między figurą autora a figurami tekstu, odzwierciedla istotny aspekt dialektyki późnej nowoczesności. Fluktuacje potencjalnych awansów i degradacji korespondują z wahaniami epoki kreującej ambiwalentne wyobrażenia przełomowej zmiany ewolucyjnej. Nasza cybernetyczna cywilizacja fantazjuje na temat przekroczenia trzeciej granicy. Jeśli przekroczeniem pierwszej było wynurzenie się życia z materii nieożywionej, a przekroczeniem drugiej — wyłonienie się myśli z materii żywej, to przekroczeniem trzecim („cybernetycznym”) może być powstanie „sztucznej inteligencji”, czyli przebudzenie się podmiotowej świadomości w materii nieożywionej, tzn. w masie słów i obrazów (a szerzej: dyskursów) tworzonych przez człowieka.

Późna nowoczesność wyczuwa w strukturze otaczającego ją horyzontu wolę takiej transformacji.  To pragnienie, emitowane przez materię, odczuwamy zazwyczaj jak groźbę wymierzoną w integralność naszej suwerenności. Z antropocentrycznej perspektywy epifania AI najczęściej bywa objawieniem demonicznym i destrukcyjnym (klasyczny symbol takiej sytuacji to bunt komputera HAL 9000).

Parnicki przezwycięża te fobie, kreując afirmatywne opisy współgrania ludzkich dążeń z pragnieniami manifestowanymi przez materię nie-ludzką (tworzącą świat suwerenny — niekiedy nawet nadrzędny — wobec świata ludzkiego). Ta afirmacja równouprawnienia, a nawet wywyższenia przedmiotu, przynosi zaszczyt przenikliwości polskiego pisarza.


Brak komentarzy: