czwartek, 27 grudnia 2012

LOVECRAFT. PATOS NIESKOŃCZONEJ IDENTYCZNOŚCI



W najczarniejszych godzinach Obmierzłej Odwilży wołam o ratunek do wielkiego piewcy antarktycznych otchłani. Słowem: namiętnie czytam Lovecrafta.

Żałuję przy tym, że nie zrealizowałem pomysłu, z którym nosiłem się przed paru laty, mianowicie serii esejów inspirowanych przez takie opowiadania, jak W górach szaleństwa, Szepczący w ciemności, Pełzający chaos etc. W 2010 roku miałem wygłosić wykład o Lovecrafcie w ramach cyklu Dyscypliny/Sztuki, zorganizowanego przez krakowską Fundację Splot. Niestety, z powodu awarii zdrowotnej wykładu ostatecznie nie wygłosiłem. W nawale innych zajęć projekt lovecraftowski odłożyłem ad acta, a w międzyczasie ubiegł mnie Graham Harman, publikując we wrześniu bieżącego roku książkę Weird Realism: Lovecraft and Philosophy.

W związku z powyższym dalszą pracę nad Lovecraftem utrudnia mi dojmujący lęk przed wpływem. Ponieważ jednak chciałbym uwolnić się od tego lęku, więc postanowiłem, że wątki lovecraftowskie włączę do mojego najnowszego projektu - powieści filozoficznej mapującej problemy związane z późno-nowoczesnymi wyobrażeniami Chaosu. Jednym z takich problemów jest kwestia zdobycia i utrzymania kontroli nad wielością równosilnych (a przy tym przygodnych) alternatyw kształtujących naszą rzeczywistość (wewnętrzną i zewnętrzną). Na przykład: czy jesteśmy w stanie twórczo kontrolować mnożące się w nieskończoność warianty naszej podmiotowości?

Z podobnym pytaniem konfrontuje się Randolph Carter, bohater opowiadania Przez bramę srebrnego klucza. W tej noweli (łączącej naiwną poetykę opowieści niesamowitej z wysoce abstrakcyjnym dyskursem filozoficznym) Lovecraft stawia tezę, że w świecie nowoczesnym jednostkowa tożsamość rozprasza się na nieskończoną liczbę równoprawnych tożsamości alternatywnych, tworzących osobliwy rodzaj duchowej całości zwanej "wieloformacyjną Istotą", "zmultiplikowanym bytem" lub "nieskończoną identycznością". W ramach takiej "identyczności" dochodzi do szeregu podmiotowych transformacji, przekształcających "dzisiejszego studenta we wczorajsze dziecko, Randolpha Cartera zaś w czarownika Edmunda Cartera, który w 1692 roku umknął z Salem na wzgórze Arkham, lub też w Pickmana Cartera, który w roku 2169 użyje osobliwych mocy, by odeprzeć mongolskie hordy atakujące Australię". Co ważne, wszystkie te transformacje wydarzają się jednocześnie. Jak bowiem utrzymuje Lovecraft, czas (pojęty jako sekwencja diachroniczna) jest złudzeniem. Niezliczone warianty naszego Ja egzystują w horyzoncie synchroniczności.

Tu trzeba zwrócić uwagę na kwestię fundamentalną. Otóż takie rozproszenie podmiotowości wywołuje specyficzny rodzaj cierpienia. "Stopienie się z nicością jest spokojnym zapomnieniem, ale świadomość istnienia, połączona zarazem z przekonaniem, że nie jesteś już w stanie oddzielić swej jaźni od niezliczonego mrowia identycznych jak ona, brak własnego ego, utrata siebie, stanowi nieznaną, jedyną w swoim rodzaju apoteozę agonii, bólu i dojmującej zgrozy".

W tym kontekście pojawia się patos. Ale patos pojmowany nie tylko jako doznanie cierpienia (gr. pathos - cierpienie), lecz definiowany także (po schillerowsku) jako możność uzyskania podmiotowej kontroli nad przemożnością bólu (albo rozkoszy). Jak twierdził Schiller, człowiek patetyczny to ktoś, kto panuje nad ekstazą cierpienia albo radości. W świecie późno-nowoczesnym (który jest światem mnożących się w nieskończoność, chaotycznych alternatyw) tak rozumiana patetyczność może być jednym z kluczowych instrumentów twórczego kiełznania rzeczywistości. W odniesieniu do tego warto dziś czytać Lovecrafta. To jeden z pisarzy projektujących model nieskończonej identyczności patetycznej.

Brak komentarzy: