W jaki sposób Anachronizm powinien zmieniać zastaną topografię?
Jeden z pożądanych modeli oddziaływania konstruuje J.G. Ballard w opowiadaniu Uśmiech Wenery (1957) (w: idem, Rzeźbiarze chmur, przeł. B. Drozdowski, Kraków 2010, ss. 245-259).
Komisja Sztuk Pięknych w Cynobrowych Piaskach rozpisuje konkurs na rzeźbę, która ma ozdobić skwer w centrum miasta. Niespodziewanie wygrywa Lorraine Drexel, była metresa Giacomettiego i Cage’a. Jej hipnotyzująca uroda („usiadła przed nami niczym jakaś Salome zbiegła ze świata Aubrey Beardsley” [ibid.]) sprawia, że jurorzy tracą głowy i w ciemno podpisują kontrakt z artystką, nie oglądając proponowanego przez nią projektu. Zrealizowane dzieło okazuje się agresywną rzeźbą soniczną, która po odsłonięciu wywołuje popłoch w filisterskim kurorcie. („Rzeźba wydawała teraz wysoki przerywany dźwięk, podobny do sitary, miauczący, taki który zdawał się rozsadzać szwy mojej czaszki. Odpowiadając na krzyki i protesty, nagle zaczęła dziwacznie wrzeszczeć, wydawać dźwięk podobny do rogu, wprowadzając chaos w ruchu ulicznym na dalekim brzegu skweru.” [ibid., s. 247]) W rezultacie, zostaje błyskawicznie zdemontowana.
Niechcianą instalację postanawia ocalić narrator noweli. Ustawia ją zatem w swoim ogrodzie. Wówczas okazuje się, iż rzeźba zaczyna kwitnąć – jej metalowe pnącza rozrastają się, anektując i dewastując ogród. Soniczny gąszcz wykazuje przy tym osobliwą „skłonność do romantycznych kompozytorów”, generując collage z „pokiereszowanych klasyków”, z Brucknerem i jego Symfonią apokaliptyczną na czele (ibid., ss. 251, 252, 255). Wypadki przybierają tak groźny obrót, że główny bohater postanawia pociąć rzeźbię na kawałki, a złom oddać do przetopienia. Lorraine Drexler, dowiedziawszy się o tym, oddaje sprawę do sądu i wygrywa wysokie odszkodowanie za zniszczone dzieło. Ów proces to pierwsza rozprawa w nowo wybudowanym gmachu sądowym. Jej finał jest zarazem finałem noweli. Dodajmy – finałem ze wszech miar znamiennym. Narrator bowiem uświadamia sobie osobliwy fakt. Oto cały budynek rytmicznie pulsuje. Tym samym potwierdza się straszliwie podejrzenie. Metal z przetopionej instalacji został wykorzystany do budowy sądowego budynku. Dlatego cała architektura zaczyna „romantycznie” grać. Co ważne, dotyczy to nie tylko tej jednej budowli. „Rzeźba Drexel jest tutaj, w tym gmachu, w tuzinie innych gmachów, w statkach i samolotach, i w milionie innych samochodów. Nawet jeśli tkwi w nich jedna śrubka albo łożysko kulkowe, wystarczy, by uruchomić wszystkie pozostałe” – prorokuje narrator (ibid., s. 259). „Teraz będzie śpiewać cały świat” (ibid.).
Powyższą sytuację uznaję za modelową. Anachronizm („skłonność do romantycznych kompozytorów”) powinien penetrować topografię zastanych sądów niczym podstępne dzieło ballardiańskiej Wenery. Dyskretne erotyczne przenikanie zamiast ostentacyjnej eksplozji – oto właściwy modus operandi anachronicznego żywiołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz