wtorek, 15 stycznia 2013

WZNIOSŁOŚĆ HOCHSZTAPLERA



Tendencja anty-dialektyczna, nierzadko wyznaczająca główny kierunek rozwoju (czy raczej degradacji) późnej nowoczesności, ucieleśnia się między innymi jako figura Celebryty. W jej ramach dochodzi do utożsamienia trzech klasycznych figur: Parweniusza, Arywisty i Hochsztaplera. Zadanie krytycznej pracy – kontrującej aktualny stan rzeczy – polegałoby w tym układzie na ponownym rozdzieleniu owych toposów i analizie dialektycznego potencjału każdego z nich. 

Operacja tego typu została przeprowadzona w latach 20. XX wieku przez Ernsta Blocha w jego Hrabim Mirabeau (E. Bloch, Ślady, przeł. A. Czajka, Kraków 2012, ss. 32-36). Bloch, analizując kapitalistyczną topografię awansu społecznego, zdaje się wskazywać na niedialektyczność Parweniusza i Karierowicza. Ten pierwszy odtwarza zastane stosunki panowania i poddaństwa (gdy awansuje, zaczyna ludzi podległych mu tyranizować dokładnie tak, jak niegdyś sam był tyranizowany), drugi zaś niczego nie zmienia „ani we własnym typie, ani w starym świecie, i tylko w gorszy sposób (…) wślizguje się na stare stanowiska” (ibid., s. 33). Obaj więc utrwalają dominujący porządek. Hochsztapler natomiast – przeciwnie. W jego mistyfikacjach „nie ma właściwie czegoś takiego, co byłoby uznaniem dla arystokracji: przypisywana sobie pańskość wolna jest od świadomości klasowej” (ibid., s. 33/34). Hochsztapler udający księcia nie jest oszustem, lecz demaskatorem rozbijającym iluzję „naturalnej” sprawiedliwości rządzącej kapitalistycznym światem. Przy czym demaskatorska mistyfikacja nie tylko obnaża (i wyszydza) zakłamanie społeczeństwa klasowego, ale nade wszystko odsłania źródłowe pragnienie, które ożywia każdego, kto został przez to społeczeństwo upodlony. Mowa tu o pragnieniu zadośćuczynienia za „fałszerstwo i haniebne położenie, w jakim większość ludzi zmuszona jest żyć” (ibid., s. 35).

To jednak nie wszystko. Hochsztaplerstwo jawi się także jako niezbywalny warunek prawdziwej kreatywności. Jak podkreśla Bloch, „nie ma wstępu do «wyższej sfery», także tej prawdziwie produktywnej, bez rodzaju autoafirmacji, która nie odpowiada albo jeszcze nie odpowiada prawdzie. Także młody muzykant Beethoven, który nagle uświadomił sobie czy zaczął utrzymywać, że jest geniuszem, jakiego jeszcze nie było, czując się równy Ludwikowi van Beethovenowi, którym się jeszcze nie stał, uprawiał hochsztaplerstwo w najczystszym błazeńskim stylu. Zarozumialczym czekiem bez pokrycia posłużył się po to, aby stać się Beethovenem; i tak bez odwagi czy wręcz bezczelności podobnych projekcji nie powstałoby nigdy nic wielkiego” (ibid., podkr. – T.K.).

Moim zdaniem Hrabiego Mirabeau można postawić obok takich arcydzieł, jak Oszust Melville’a lub Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla Manna. Co jednak decyduje o oryginalności Blocha? Przede wszystkim to, iż jego Hochsztapler – nikczemnik okazujący się „utajonym księciem” (por. ibid., s. 33) – miast poprzestawać na ucieleśnianiu deziluzji (obnażającej nędzę i niegodziwość nowoczesnego świata), personifikuje energię nadziei: dialektycznej wzniosłości, równoznacznej z przewrotną (i wywrotową!) wiarą w możliwość dotarcia do sfery wyższej egzystencji (bardziej twórczej i sprawiedliwej) .


Brak komentarzy: